Zaraz minie czwarty rok odkąd kupiłam pierwszą i jedną z zaledwie dwóch lalek. Zaczynam godzić się z tym, jak bardzo tu nie pasuję. Nie wiem jaki jest powód, uwielbiam tę moją dwójkę i Lou, chociaż po jej zakupie pewnie zostałam pełnoprawnym kryminalistą. Janis jest pasmem niepowodzeń, ale chyba już dzień jej zakupu o tym przesądził. Nawet to imię to do niej nie pasuje. Czegokolwiek dla nich nie kupię, musi okazać się za duże, za małe, czy w ogóle popsute. O ile bloga o pokrewnej tematyce prowadzę 5 lat, tutaj nie potrafię zadomowić się na żadnym. Instagramie tak samo. Nazwa, szata graficzna, nick - nic mi nie pasuje. Jestem tu od 2016 i mogę powiedzieć, że nie utrzymałam żadnej bliższej znajomości. Nawet jak mi się uda z kimś dogadać po jakimś czasie, w niewyjaśnionych okolicznościach, zaczynam być mnie unikana. Heh. W sumie przekłada się na prawdziwe życie. Uh, spowiedź mam za sobą, ale czy to wszystko jest wystarczającym powodem, żeby porzucić lale? Znowu wracam do moich plastikowych przyjaciół, bo jak się spojrzy w oczy takiego Vince'a, nie można mu odmówić sesji zdjęciowej. Nieważna pandemia, przeziębienie, wiatr i śnieg. Vincent musiał zobaczyć tegoroczne krokusy.