Pod wpływem impulsu sprawiłam sobie kokon. Uroczą podróbkę z Chin. Dostała robocze imię Lou. Mimo, że nie musiałam czekać na nią długo, sms od poczty polskiej po dwóch tygodniach przyczynił się do emocjonalnego apogeum, przez które zamiast analizować zadania na sprawdzian, co chwilę wyglądałam przez okno. Za którymś razem pojawił się biało-czerwony wóz. Kiedy kurier mnie zobaczył, wiedział, że sprawa jest poważna.
taki gadżet
Mała szybko zaprzyjaźniła z polipami, które wieki nie miały okazji zobaczyć prawdziwej dyniogłowej. Janis dała się namówić na pożyczenie swoich ubranek i mogłam zabrać Lou na pierwszą mini sesję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz